sobota, 31 stycznia 2015

Od Scarlett CD Arsena

Jeszcze czułam pieczęć jego ust na moich. Nie potrafiłam uspokoić serca, miałam wrażenie, że za chwile przebije mi się przez żebra. Byłam kompletnie zdezorientowana. To dziwne uczucie, które wprosiło się do mojego wnętrza, to dziwne uczucie, które napawało mnie intrygą, pragnieniem by ta chwila nie była tylko chwilą, ale dlaczego wyszedł? Za co mnie przeprosił? Owszem mogła bym za wiele rzeczy go winić, ale to ja byłam osobą, która powinna przepraszać.
Po chwili kiedy drzwi się uchyliły zerwałam wzrok ze ściany kierując go na drzwi z nadzieją, że ujrzę w nich Arsena. "Jasne, chyba sobie kpie."- pomyślałam. W drzwiach stanęła pokojówka, która się mną zajmowała.
-Panno Scarlett, pani jeszcze nie śpi? Powinna pani odpoczywać.
-Gdzie jest książę?- zapytałam ignorując jej wcześniejsza wypowiedź.
-Kazał mi się panią zająć, ale również...- miałam wrażenie, że nie potrafi dokończyć, chyba wiedziała, że wtedy wybuchnę.
-Również, kazał nie mówić gdzie jest? To chciałaś powiedzieć?- zapytałam lekko zdenerwowana z drwiącym uśmiechem. Kiedy spotka cię coś dobrego, nie licz na zbyt wiele.
Pokojówka tylko spuściła lekko głowę, po czym prawie niewyraźnie potwierdziła moje słowa kiwając głową. Wątpię w to, że ona wie gdzie on pojechał. Wie do czego mogę się posunąć aby z niej to wyciągnąć.
-Mogę cię o coś prosić?- zapytałam z drżeniem w głosie którego nie potrafiłam opanować. Mimo wszystko nie chciałam porwać się emocją. Nie chciałam ukazać huraganu, który tak niszczy mnie od środka. Tym bardziej te uczucia powinny zniknąć, iż on wyszedł.
-Tak- odpowiedziała lekko zdziwiona moim zachowaniem.
-Proszę nie wpuszczać do pokoju nikogo oprócz lekarza , ale to w wyjątkowych sytuacjach.
-Musi pani przecież coś jeść.- stwierdziła lekko histerycznie
-Wiem, proszę więc tylko o posiłki, czyste ubranie i kontrole lekarza. Nic więcej. Nie potrzebuje rozmów z tymi którzy zostali do nich zmuszeni, nie potrzebuję łaski. Pamiętaj nikogo więcej.
-Dobrze, a książę?- zapytała
-Wątpię, czy przyjdzie, ale jeśli tak proszę go wpuścić.
-Więc do pani komnaty nie może wejść nikt oprócz mnie i lekarza?- w myślach dodałam jeszcze Arsena, ale nawet ona nie wierzy w to, że przyjdzie skoro zapomniała go wymienić.
-Tak- lekko uniosłam kąciki ust, próbując się uśmiechnąć.
Kobieta zgasiła światło, ostrożnie zamykając drzwi, aby przez przypadek nie wydały one nieodpowiedniego hałasu. Powoli ułożyłam się na łóżku, nie chciałam dodawać sobie bólu, wystarczy mi ten fizyczny, w zupełności. Kiedy trwałam z nim w pocałunku czułam coś, czego moja dusza już dawno nie znała, ale kiedy wyszedł wrócił mrok. Ponownie ogarnęła mnie nienawiść.
Minęły dopiero 3 miesiące, z zewnątrz ogarnia mnie stoicki spokój, no może w oczach płonie iskra nienawiści, ale gdyby ktoś miał wgląd do mojego wnętrza prosił by aby być ślepym. Za tydzień będę mogła stąd wyjść, będę prosić o to aby już więcej tu nie wrócić.Nie rozmawiałam z nikim, kto jest z rodziny królewskiej, musiałam chociaż trochę odpocząć odetchnąć od chęci czyjeś śmierci, bo ilekroć spojrzę komuś z nich w oczy nóż mi się w kieszeni otwiera.
Dziś jest 15 listopada, oto już siedem lat kiedy nie ma moich rodziców. Chciałabym pójść na cmentarz, złożyć na ich grobie moje ulubione kwiaty, ale ich ciał tam nie ma, po prostu tak przyjęto. Tego dnia wyjątkowo wyjdę na zewnątrz, przemierzając ogród przygotowujący się do zimy.
-Świetnie się pani trzyma.- usłyszałam głos zza pleców. Nie trudno było go rozpoznać. Zacisnęłam skrycie pięść, ale zanim się odwróciłam rozluźniłam ją.
-Witaj królu.- nie zdołałam spojrzeć mu w oczy.
-Dobrze, że nie muszę mówić Ci abyś darowała sobie ukłon.- odparł z ironią. Nie miałam zamiaru mu się kłaniać.
-Nie dziele ludzi ze względu na hierarchię, ale na to co czynią, jak czynią i do czego dążą. Nie pochwalam twoich czynów, ekscelencjo więc ukłon w tym przypadku był by sprzeczny z moimi zasadami.
-Pewnie gdybyś miała ze mną rozmawiać na łożu śmierci nie byłabyś taka pyskata.
-"Pewnie gdybym była na łożu śmierci zabiłabym Cię i czekała, jak za chwilę spotkamy się w piekle."- pomyślałam.
-Zdziwiłabym waszą wysokość w takiej sytuacji.- uśmiechnęłam się.
-Nie bardziej niż mój syn w ostatniej sytuacji.- na myśl o Arsenie przeszły po mnie ciarki. Nie miałam zamiaru ani o nim rozmawiać,myśleć, czy słuchać.
-Kiedy stanę przed sądem?- zadecydowałam spojrzeć mu w oczy
-Nie stanie pani. Nie jest pani niczemu winna, za to mój syn...- westchnął głęboko- Stawi się pani przed sądem tylko jako świadek.- zaniepokoiły mnie jego słowa. Czułam, że coś jest nie tak. Król pewnie tylko czeka aby móc oczyścić jedynego syna, nie patrzał by na to kim jestem.
-Kiedy się to odbędzie?- odparłam niby niewzruszona
-Równo za miesiąc.
-Rozumiem- odparłam powstrzymując się by nie powiedzieć kilka słów za dużo.
-Kiedy postanawia pani opuścić zamek?
-Najszybciej jak się da. Wydaje mi się, że już za tydzień. Chce mi król urządzić przyjęcie pożegnalne? Niepotrzebnie król się fatyguje, podziękuję.
-Nic z tych rzeczy.- przyglądałam się uważnie jak maskuje gniew który stał się skutkiem mojego bezczelnego zachowania.- Muszę wiedzieć takie rzeczy.
"Oczywiście, król musi wiedzieć wszystko."
-Czy król chce wiedzieć jeszcze coś? Bo śpieszy mi się.
-Tak, czy wiesz gdzie przebywa mój syn- to było niczym uderzenie w głowę ciężkim i tępym narzędziem. Skąd ja miałam to wiedzieć, myślałam, że on to wie, że Arsen wyjechał za jego słowem.
-Nie, skądże ten pomysł?- zapytałam, ale nie uzyskałam odpowiedzi.- A więc rozumiem, że widzimy się dnia w którym wyjdę, będzie mi król machał na pożegnanie?- zapytałam cicho. Rozeszliśmy się w swoje strony, a ja już bacznie liczyłam dni kiedy stąd wyjdę. Gdyby nie los, który obdarował mnie w przeszłości tak krwawymi niespodziankami, przynajmniej jedna noc była by nie przespana, ale przepłakana. Lecz ja nie widzę powodu, przecież to książę? Co, może jeszcze będę się łudzić, że coś do mnie czuję? Kolejna zabawka.
Mimo to, nie mam zamiaru patrzeć, jak skazują go na śmierć. Co by się nie stało nie chcę na to pozwolić. Nie będę potrafiła spojrzeć mu w oczy, nawet nie wiem czy zamienię z nim słowo, chociaż znając mój nie wyparzony język to nie będzie duży problem. Jeśli będzie trzeba wezmę wszystko na siebie, ale to w przypadku śmierci, wygnania długiego pobytu w klatce i tym podobnym.
Tak strasznie księciunio namieszał, tak strasznie. Mam ochotę wyrwać mu serce z piersi, ale tak bardzo chciałabym usłyszeć jego bicie. Lecz do czasu kiedy się spotkamy znowu sprawię, że będzie dla mnie nikim.
Nie mogę pozwalać sobą manipulować.

(Arsen?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz