poniedziałek, 26 stycznia 2015

Od Scarlett CD Arsena

Czułam się fatalnie, jeszcze miałam uczucie obecności własnej krwi w moim gardle, ledwo co łapałam oddechy po przez połamane żebra. Każda próba złapania oddechu była u mnie nie lada wyzwaniem. Nienawidzę być chora, dopiero co musiałam ciągać się z chorą nogą, a teraz jestem dziurawa jak szwajcarski ser. Nie mogę sobie wybaczyć tego błędu. Drugi raz w życiu popełniłam błąd, który mógł zadecydować o mojej śmierci, drugi raz... Nienawidzę siebie za niego. Dlaczego powiedziałam ludziom o mojej tajemnicy? Ahh... Elizabeth. Zabić ją? To było by trochę niegrzeczne, najpierw po torturować, sparaliżować i tak zostawić. Mogłabym zapytać dlaczego tak jest? Dlaczego tego pragnę? Chyba dlatego, że nienawiść zastąpiła mi rodziców.
No, ale chociaż teraz nikt nie powie mi kiedy będę chciała go zabić: "Jak możesz wiedzieć jakie to uczucie?"
Teraz będę śmiała im się w twarz: "Ba! Właśnie, że wiem!"
Ledwo co słyszę bicie własnego serca. Nie mam czucia w jednej ręce, pęka mi głowa, a ja nadal myślę o zemście? Księciunio uratował mi życie i to drugi raz. Dziwi mnie szczerze jego zachowanie. Powinien jeszcze poprosić o dobre wino, usiąść sobie wygodnie i patrzeć jak umieram. W jego oczach na tyle zasługuje, ale nie rozumiem więc dlaczego uratował moje marne życie? Tkwię tu prawie bez żadnej możliwości do wykonania jakiego kol wiek czynu, nawet oddychać nie mogę normalnie. Bezradność, nienawidzę tego słowa, co dopiero uczucia.
Arsen z nieciekawą miną wszedł do pokoju. Miałam świadomość, jak bardzo musiało mu się oberwać, ale nie spodziewałam się, że oberwie dosłownie. Przyjrzałam mu się dokładnie i ujrzałam zaczerwienienie na jego policzku.
-Co się stało?- wymamrotałam i tak byłam z siebie dumna, że potrafię jeszcze mówić.
-Nieważne.- burknął
-No chyba nie zarumieniłeś się na mój widok.-odparłam. Nie miał ochoty się ze mną przekomarzać, nie dziwię się, że po prostu mnie zignorował.- Więc chyba muszę podziękować pewnej osobie przed śmiercią. Tak dawno tego nie robiłam.
-Co?- zmierzył mnie wzrokiem- Co ty pleciesz? Przecież twój stan jest stabilny.- odparł z lekkim drżeniem
-Wiesz, nie będę miała tu życia. Już w ogóle go nie mam. Jeżeli uda mi się uniknąć śmierci na dziedzińcu ci którzy depczą mi po piętach mnie zabiją.
-Nie wierzę, ta która twierdziła, że nie boi się śmierci-przerwałam mu
-Nie boję się jej. Masz przeze mnie wiele problemów. Nie udawaj, że nie żałujesz, że uratowałeś mi życie. Jeśli chcesz, nie ma problemu jestem gotowa umrzeć. Co ja mam do stracenia?
-Nie udawaj, że tak nagle obchodzi cię mój los.- stwierdził obojętnie.
-A obchodzi. Uratowałeś mi życie.
-Właśnie, ale nie po to aby patrzeć ponownie, jak umierasz.- powiedział to tak, jak surowy ojciec gorzko tłumaczy błąd swojemu dziecku, czułam jak ciarki podróżują po moim ciele. Gdybym tylko mogła wyszła bym lub po prostu chwyciła sztylet.
-Ja nie chce patrzeć, jak ktoś pakuje się przeze mnie w kłopoty.
-Jesteś strasznie pochłonięta dumną, zabije cię to kiedyś.
-Już mnie zabija, ale podoba mi się udawanie Robin Hood'a. Tylko nie za bardzo to, że w tej zabawie prawie straciłam życie, ale ponownie uratował mnie książę. Mam pytanie masz białego konia? Był byś idealny.- uśmiechnęłam się
-A to znowu?- zaśmiał się trochę mimowolnie. Nawet ucieszył mnie jego uśmiech bardziej z nim mu do twarzy.
-Tylko na tyle cię stać?- zmrużyłam oczy- To moje ostatnie chwile, a ty... a właśnie księciuniu- nagle zmieniłam temat- Powiedz mi, dlaczego jeszcze ani razu twoja księżniczka nie wyciągnęła cię stąd za te królewskie pata łaszki, dlaczego w ogóle pozwala ci przebywać z mordercą? Czy jest tak zajęta zakupami? A może... przygotowujecie się do ślubu? Przepraszam, że wchodzę w takie tematy, ale po pierwsze nie chce powiedzieć czegoś nieodpowiedniego przy panie młodym, a poza tym nie będę patrzeć na ten twój fatalny przygnębiony wyraz twarzy.- uniosłam brwi- To, jak opowiadaj jaka ona jest.
-Ona jest... tak wyjątkowa, że jest tak jakby jej nie było.- uśmiechnął się złośliwie
-Wiesz co? Jakbym mogła szturchnęłabym cię teraz. Ha ha ha. To wcale nie było zabawne. Serio nie masz swojej panienki?- zmrużyłam oczy.
-A i owszem.
Po chwili poczułam się gorzej. Nie miałam pojęcia, że da się gorzej cierpieć, a jednak.
-Księciunio? Mogę cię o coś prosić. Wyjdź.
-Coś się stało?- zapytał lekko zaniepokojony zmianą sytuacji
-Skądże, po prostu zostaw mnie na chwile samą, muszę się nacieszyć, że księciunio jest singlem- nie chciałam aby patrzał jak za moment chyba zegnę się z bólu, powoli traciłam powietrze w płucach, a nie mogłam złapać oddechu i znowu te cholerne uczucie. -Księciuniu, proszę.- wysyczałam przez zęby, po chwili nie chętnie opuścił pokój.
Czułam jak krew wzbiera mi się w ustach, po chwili zaczęła zabarwiać moje blade usta szkarłatną cieczą, którą po chwili zaczęłam się dławić. Odruchowo rozchyliłam usta w kierunku podłogi, po czym stwierdziłam, że lepiej poczuje się na twardym podłożu, tak huknęłam o ziemie. Podparłam się na rękach pozbawiając się krwi z mojego gardła, po czym otarłam kąciki ust i opadłam na podłogę starając się wziąć głęboki oddech.


(Arsen?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz