piątek, 16 stycznia 2015

Od Scarlett CD Arsena

Książę zdziwił mnie swoją wypowiedzią w której zamieszone było, że boję się śmierci, jak każdy, ponieważ to nie prawda. Ludzie którzy mają wiele do stracenia się jej boją, ja nie mam niczego oprócz wyrównania pewnych kwestii. Owszem, wiele razy byłam świadkiem czyjejś śmierci, widziałam, jak oczy tracą blask życia, jak usta bledną, a klatka piersiowa pozbawiona mowy serca nie jest już taka sama. Przyzwyczaiłam się do obserwowania śmierci, ale w końcu kiedy ten proces zachodził nie miałam chęci oglądać jego finału.
Lecz jeśli chodzi o kwestie w której uczyniłam więcej złego niż król może być prawdą. Wielu zabiłam. Nie wyprę się tego, ale nie mam pojęcia skąd on o tym wie. Przemoc w moim wydaniu może służyć dobru, mówię tu o sprawiedliwości, nie o satysfakcji ludzkiej krwi ściekającej po mych rękach. Każda broń może być dobra, ale potrzeba rozważnego jej użycia. Ja zabijam tych którzy na to zasługują, jeżeli mój ojciec był człowiekiem godnym śmierci jestem gotowa poddać się ścięciu  przed całym królestwem, lecz mam pewność, że to nie nastąpi, bo śmierć nie była tym na co zasługiwał.
Nie wiem o co prosi mnie król, nie wiem jaki będzie cel naszego spotkania, ale traktuję je obojętnie oprócz tego, że nie będę potrafiła nie zacisnąć pięści w kieszeni, wszystko będzie dobrze. Szczerze wątpię w to, że mój srebrny sztylet wykuty w smoczych górach przebije jego pierś. Zresztą księciunio przecież będzie obecny jako prywaty ochroniarz ojca, jakże by inaczej. Nie boję się o ujawnienie mojej tożsamości, nie boję się o to, że wie, że jestem córką byłego generała, ani o to, że jestem seryjną zabójczynią, dlaczego? Odpowiedź jest prosta, wtedy nie byłabym zaproszona kulturalnie przez sługę na rozmowę z panem. Nie zważał na to, czy jestem ranna czy nie, kazałby zaciągnąć mnie na dziedziniec chociaż by uwiązaną niczym niewolnika na sznurku ujawniając przed całym królestwem i przed nim skazał by na śmierć. "Vendetto, czuj się bezpiecznie." Mogę wziąć głęboki wdech.
Jeszcze tylko cztery dni, a spotkam się z nim twarzą w twarz, zapamiętam jego bicie serca, a po naszym spotkaniu po pewnym okresie czasu, wspomnę ten rytm, kiedy już zamilknie i będzie trwał tylko w mojej głowie.
- Więc księciu, powiedz nie idziesz na tą rozmowę po to aby dotrzymać mi towarzystwa, ale by widzieć śmierć swojego ojca?- uśmiechałam się złośliwie.- Ja miałam taką okazję miło, że chcesz abym w tych wspomnieniach nie była sama.- droczyłam się z nim. Widziałam jak zaciska pięści. Zdumiewała mnie jego determinacja, ale nie potrafię pozbyć się szczerości, która jest nieodrywaną częścią mnie, możesz wyrwać mi język z gardła, ale i tak szczerze będę potrafiła wbić ci nóż w plecy.
Książę- specyficzny człowiek, często mnie zadziwia. Musi hamować swoje emocje, bo musi, kto na bankietach królewskich będzie przecież znosił jego fochy? W końcu też wymaga się od niego wielu rzeczy, np. nie chcą księcia mazgaja, czy coś więc pewnie musiał się z czasem wyzbyć głębszych uczuć to było pewnie nie lada wyzwaniem. Przecież doskonale wiem, że bycie księciem to nie jest  obżeranie się tym co najlepsze, siedzenie na tronie, wklepywanie tekstów, które wyczytuje się jako niby przemówienie wprost z serca napisane przez nadwornych, ale wielu właśnie tak rządzi królestwem. Nawet mu współczuje, że dusi to w sobie. Pewnie ma ochotę mi przywalić lub pozbawić tchnienia, owszem było by to przykre, ale ja zrobiłabym podobnie. Z czasem stałam się obojętna na zdania, obelgi o mojej osobie, więc co mi tam.
-Księciuniu?-powoli odwrócił się nadal nie patrząc mi w oczy, więc ja skorzystałam z okazji i dokładnie się w nie wpatrywałam.
- Nie podoba mi się to, że myślisz, że jeżeli jesteś księciem to  wolno ci się wpieprzać w moje sprawy, ale oczywiście uznasz to również za swoją sprawę, więc już nawet nie będę traciła czasu na próby nakłonienia cię abyś odwołał wieść o twojej obecności na spotkaniu.-odparłam spokojnie, nie mając intencji aby podnieść poziom jego wściekłości, chciałam przedstawić po prostu moją wizję.
- Mam ogromną świadomość, uczucia jakim mnie darzysz, które nosi tak znaną nam nazwę: nienawiść. Nie dziwię się. Jeżeli nie chcesz aby doszło do mojego przedwczesnego spotkania z twoim ojcem, nie muszę wcale się teraz z nim spotkać, mogę odejść swoją drogą, uciec, zostać wyprowadzona cokolwiek. Lub jeśli chcesz możesz nawet którejś nocy lub żeby było jeszcze ciekawiej w noc z poniedziałku na wtorek przebić mą pierś moim własnym sztyletem, ale wtedy też nie obiecuje, że ten sztylet tej wyjątkowej nocy nie przebije jednego serca, ale dwa, mam na myśli twoje. Wybacz nie chciałam być niegrzeczna, ale ciekawi mnie cel twej obecności na tym spotkaniu. Czasami moja bezczelność zadziwia nawet mnie. Chcesz? Rzuć czymś, rozbij coś, roztrzaskaj, wiem, że najchętniej roztrzaskałbyś moją głowę, ale poczekajmy na noc z poniedziałku na wtorek. Wracając, mówię ci weź np. ten wazon, rozbij go, możesz zwalić na mnie. Jestem niezdarą. Może to nie jest takie świetne uczucie, jak roztrzaskanie głowy, czy przebicie serca bezczelnej blondyny z ranną nogą albo coś innego, no ale nie oszukujmy się to zawsze coś. A widzę jak to w sobie dusisz, pewnie skończy się tym, że głośno powiesz co o mnie myślisz, nie chce używać tutaj słowa opieprz, bo to było by nie godne jak na tak szlachetne miejsce jakim jest ten pałac.

Arsen?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz