sobota, 24 stycznia 2015

Od Scarlett CD Arsena

Miałam dziwny sen, ale bardziej zaniepokoiło mnie miejsce w którym się obudziłam. Nie, że niepokoi mnie ciepłe łóżko tylko to jak się w nim znalazłam. Postanowiłam nie wnikać w to, ale spojrzeć na stan mojej rannej nogi z nadzieją, że będę mogła już normalnie chodzić. Oczywiście, że nie marzyłam o cudzie, że nie będzie ani śladu, ale gdyby tak było nie obraziłabym się. Rana była, ból również towarzyszył, ale z dnia na dzień już jest lepiej. Moje umiejętności magiczne nie są rozwinięte na poziomie druida, ale to jest poziom rany, której gojenie mogę w miarę możliwości przyśpieszyć.
-No dobra Scar, spokojnie- ta sztuczka przyprawia mnie o sporą dawkę bólu, więc zagryzłam wargi powstrzymując się dzięki temu do rozpaczliwego jęku. Dało to jakieś skutki, ból przychodzeniu był do wytrzymania.
Chyba to jest dzień kiedy będę musiała się wyrwać z zameczku. Ostatnio doszły mnie słuchy o zawistnym burmistrzu. Ehh... biedni ludzie którzy nie płacą mu podatków  nagle znikają na tydzień, a później zakrwawieni, czasem nawet są w takim że ich jedna noga jest w grobie. Przecież wiem, że ich torturuje. I to wszystko dla pieniędzy, jak ten świat zwariował. No więc trzeba wracać do pracy.
>Księciunio? Nie musi wiedzieć, że się wymykam. Poczuje ulgę chłopak, dam mu trochę czasu. Nie ma szans by mnie znaleźć kiedy opuszczę te mury. Myśli, że jest księciem i może wszystko, ale on jest księciem tego królestwa, a ja do niego nie należę.  Jeśli będę chciała sama go znajdę.
-Żegnaj pokoiku, miło było- zaśmiałam się, zabierając wcześniej wszystkie moje rzeczy.
Z łatwością wyszłam na zewnątrz. Cieszę się, że księciunio nie załatwiał mi ochrony.
Stanęłam przed ogromnym murem krzyżując ręce z myślą: jak go pokonać?
Po chwili zza moich pleców usłyszałam:
-O widzę panienka już chodzi-odparł dworzanin. Lepszy niż ochroniarz. Westchnęłam po czym obróciłam się do niego, przecież nie kulturalnie tak stać do kogoś plecami, nie mam ochoty aby uczono mnie tu manier, przecież je znam.
-Tak. Chciałam trochę się przewietrzyć.- powiedziałam prawie przez zęby, ale z uśmiechem.
-Zapraszam na śniadanie, przecież jest pani gościem księcia, na pewno się ucieszy.
-Wątpię w to.- burknęłam pod nosem, już żałując, że go nie zabiłam.
-Słucham?- zapytał
-No dobrze, szkoda czasu chodźmy więc, a właśnie mam pytanie, czy król...-przerwał mi
- Wasza Ekscelencja- zrobiło mi się nie dobrze- Nie będzie jadł razem z panią niestety z powodu wyjazdu. Ma rozmawiać z ludem w jednym z miast.
-Czy mogę wiedzieć w jakim?- zapytałam zaintrygowana
-W Weronie.- odpowiedział krótko
Cholera. Zawsze robię jakieś zamieszanie kiedy król rozmawia z mieszkańcami. Oczywiście chce pokazać, że obywatele nie muszą bać się władzy, niech władza boi się obywateli. Zawsze pale np. Ratusze, czy wieszam zwłoki zabitego wcześniej burmistrza. Zawsze coś wymyśle, jeśli chodzi o efektywność jestem kreatywna. Muszę się wyrwać nie tylko dlatego, że jeżeli król zobaczy, że w Weronie V nie robi widowiska to z Weroną jest dobrze. Vendetta jej nie opanowała. Kiedy tak pomyśli da tam więcej organów władzy aby Vendetta nie mogła tam się dostać. Wtedy mogą zająć mój dom, który jest w Weronie, a jego im nie podaruje. Kolejny powód to aby ludzie nie pomyśleli, że Vendetta ich opuściła. Darzą Vendette nadzieją. Księciunio myśli, że jest we mnie bestia, a ja jestem łącznikiem obywateli z władcą. Oni się boją, po prostu się boją. Nie mnie, ale tych w mundurach, którzy wyciągnął ich zaspanych z łóżek, za włosy po czym będą ich tyle razy uderzać w głowę, aż w końcu ich czaszki rozpadną się niczym porcelanowe figurki. Wszystko zależy od pozycji siedzenia. Ludzie często na wystąpieniach króla, zaczynają się mniej bać kiedy ja zaczynam niechciane  wystąpienie dla króla, bo wiedzą, że nie może nikt ich skrzywdzić ponieważ są w grupie, a poza tym ja mogę również zainterweniować. Książę nie musi tego widzieć. Podróżuje z ojcem tylko tam, gdzie ojciec wie, że nie dotarłam.
Dobrze, że mam trochę czasu. Dopiero świta, a parada zacznie się, jak zawsze w południe. Arsen był tak zamyślony dłubiąc w talerzu, że nawet nie zauważył kiedy stanęłam w drzwiach. Czasami lubię być niezauważona, ale tamta chwila zasługiwała na przewrócenie oczami. Podeszłam do niego, kłaniając się nisko.
-Witaj Książę.- uśmiechnęłam się- Czy mogę usiąść z tobą przy jednym stole, czy może mam skierować się do twego psa?
-Zawsze taka jesteś?- zapytał nieoczekujący odpowiedzi, lepiej dla niego jeśli nie odpowiem.- Cieszę się, że już możesz chodzić.
-Cieszysz się, że szybciej opuszczę mury tego oto zamku, a ja rozweselę cię jeszcze bardziej. Potrzebuje konia, teraz.- powiedziałam twardo, a on spojrzał na mnie pytająco.- Konia. Książę nie widział konia? Cztery kopyta, robi ihhha ha? Jak tak powiesz, któremuś podwładnemu na pewno zrozumie.
-Przecież wiem co to koń.- odparł obojętnie na moje teksty
-Nie kwestionuje.- powiedziałam biorąc winogron
-Dziwi mnie to dlaczego tak nagle wyjeżdżasz.- powiedział nawet na mnie nie patrząc.
-Mnie też już wielokrotnie zadziwiłeś, ale nie usłyszałam odpowiedzi.
-Zdarzało się nawet, że nie pytałaś.- uniósł lekko brwi
-Zdarzało się, że ty pytałeś, ale nie uzyskałeś odpowiedzi z moich ust. Dobra przejdźmy do konkretów. Ty masz już mnie dość, ja muszę się zmywać, nie spotkam twojego ojca, ty w nocy z poniedziałku na wtorek nie będziesz musiał umrzeć zabijając jednocześnie mnie, wszyscy są happy. Mogłabym prosić cię o więcej proszę cię tylko o dobrego konia, no bo z zaufaniem to może być nie ciekawie- skrzywiłam się lekko.

Arsen?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz