niedziela, 25 stycznia 2015

Od Catherine

Dzień ja co dzień, słońce grzało niemiłosiernie, już dosyć miałam tego lata. To, moim zdaniem, najgorsza pora roku. Jest gorąco, więc w długich ubraniach można się wręcz ugotować, a ja nie ubiorę niczego co miało by choć trochę okryć mi ręce czy nogi, wtedy byłoby widać wszystkie blizny, ludzie by pytali, albo, co gorsze, patrzyli by na mnie tak jak wtedy. Z takim politowaniem, patrzyliby, ale nic by z tym nie zrobili… Oprócz temperatury lato ma jeszcze więcej negatywnych cech, na przykład to, że wszyscy wychodzą z domu aby ‘cieszyć się’ piękną pogodą. Ciężko jest przechodzić obok tych osób, wiedząc jak uśmiechają się do osób, których nienawidzą, jak chowają swoje uczucia przed kimś kogo kochają, bo boją się odrzucenia… No i kolejny minus lata, tak właśnie w tej porze roku poznałam Aarona, czyli najbardziej irytującego chłopaka na świecie. Tak myślałam, tylko, że dzisiaj mój punkt widzenia się trochę zmienił.
Mniej więcej w porze obiadu wyszłam do Nebuli. Wzięłam ze sobą obfity kawał baraniny, aby smoczyca się najadła. Po drodze spotkałam pewnego bardzo natrętnego chłopaka, to znaczy dla mnie każdy był natrętny, ale z niewiadomych mi przyczyn on nie chciał mnie zostawić w spokoju. Najpierw szedł obok mnie, bo poprosiłam go aby milczał, ale tak piękna cisza nie trwała długo.
-Panienka jest bardzo uparta. – powiedział.
-Owszem. – Odpowiedziałam krótko.
-Na imię mi Viserys, ale można mówić na mnie Vis.
-Cudownie.
I tak mniej więcej wyglądała nasza rozmowa, chłopak był nieugięty. Jak bardzo niemiła bym nie była to go nie zrażało. Szedł ze mną do samej pieczary. Po drodze oczywiście nie wytrzymałam i zdradziłam mu swoje imię.
-Więc Cathy czym się zajmujesz.
Musiałam się nieźle powstrzymać żeby go nie zganić za to zdrobnienie.
-Jestem szewcem, i na imię mi Catherine, nie Cathy. – powiedziałam maskując irytację. – A ty? – spytałam z ciekawości.
Tak, to była najgorsza rzecz jaką mogłam zrobić. Wykazałam zainteresowanie rozmową. Vis od razu się ożywił i zaczął opowiadać o sobie, o tym, że jest piechurem, ale kocha strzelać z łuku… Zorientowałam się, że teraz żadne zbywanie go już mi nie pomoże, więc wciągnęłam się do rozmowy. Vis okazał się jednak całkiem sympatyczny, i miły. Tak miły, to było dla mnie pojęcie obce. Po przebywaniu z Aaronem przyda mi się trochę towarzystwa kogoś miłego…


Vis?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz