wtorek, 13 stycznia 2015

Od Scarlett CD Arsena

Wyszedł. Tak po prostu wyszedł. Zresztą co się dziwisz, sama mu kazałaś. Ta niezręczna cisza, narastający niepokój, któremu towarzyszył rosnący ból nogi. Powiedziałam za dużo, zdecydowanie za dużo, za chwilę mogę zawisnąć na dziedzińcu. Tak cudny moment by zgładzić króla, ale przeważa u mnie w tym momencie zdanie: "Nie rób tego." Nie wiem dlaczego, ale słucham. Nie zrobię tego, nie dzisiaj...
Moje emocje dawały o sobie znać, były niczym ruchome piaski, tym bardziej chciałam od nich uciec, tym bardziej stawały się widoczne.
Patrzyłam się w jeden punkt. Klamka była tym punktem. Już sama nie wiedziałam, czy chce aby ktoś na nią nacisnął, czy wole aby nawet nie drgnęła. Jedyne co słyszałam w pokoju to tykający zegar, którego w pewnym momencie miałam dość. Sprawdzałam czy każde moje ostrze mam przy sobie, czy może zostałam od nich oderwana w pewnym momencie. Nie miałam ich, ale nie panikowałam, ponieważ po kilku minutach znalazłam je wszystkie w szufladzie, wróciły do właściciela bez niepotrzebnych sporów. Z całych sił próbowałam wstać, po kilku próbach udało mi się, ale zanim doszłam do drzwi wysyczałam kilka przekleństw przez zęby z bólu. Owszem, chcę szybciej wyzdrowieć, ale nie tutaj.
Przystanęłam na chwile pod drzwiami pokoju, próbując zwolnić oddech.
-Scarlett, ogarnij się.-burknęłam do siebie.
Chwyciłam pewnie na klamkę, ale w wyjściu z pokoju niestety powstrzymał mnie, oczywiście książę wpadając na mnie.
-Mam te wyczucie.- zaśmiał się, a dopiero po chwili ujrzał mój wyraz twarzy świadczący, że za chwile jęknę z bólu. Nie robił sobie z tego wyrzutu, pewnie uważał, że mi się należało.
-Powiedz, jak by to wyglądało gdyby: książę został zamordowany we własnym domu?- burknęłam łapiąc się jego w talii.
-Ty nawet, jak cierpisz masz świetne poczucie humoru.- uśmiechnął się
-Ja nazwałabym to po prostu głośną myślą, ale jak kto woli.- wzruszyłam lekko ramionami, prowadzona z pomocą księcia do łóżka, a kiedy już ponownie na nim leżałam zapytałam:
-Dlaczego po prostu mnie nie puściłeś? Miałbyś święty spokój? A no chyba, że boisz się o własnego ojca to wtedy to już inna sprawa.-wlepiłam sztuczny uśmiech- A rozumiem, wolisz abym zawisła z pętlą na szyi jakiegoś ważnego tobie dnia? Daj sprawdzę sobie w kalendarzyku, od razu zaproszę mamę, tatę na mój pogrzeb. O cholera! - stonowałam i spoważniałam- Przecież oni nie żyją. Wiesz nie boję się śmierci.- spojrzałam mu w oczy, a po chwili wlepiłam wzrok w obraz jego ojca.- Ale boję się, że nikomu nie starczy odwagi by go zabić.- nie musiał się zastanawiać, doskonale wiedział na kogo właśnie patrzę, a raczej na czyją podobiznę.
-No więc, obojętnie kiedy zechcesz wydaj wyrok.- Wiedziałam, że jestem bezczelna, w końcu to jego ojciec, ale mimo tego, że rozmawiam z jego synem nie potrafię kłamać, nie potrafię nawet wytłumaczyć dlaczego, co tak strasznie doprowadza mnie do szału. Czułam, jak żar mojej nienawiści w oczach powoli się wypala.

Arsen?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz