poniedziałek, 12 stycznia 2015

Od Aarona

"Po­tem, przez następne miesiące wydawało mi się, że żyję za karę. Niena­widziłem po­ranków. Przypominały mi, że noc ma swój ko­niec i trze­ba zno­wu radzić so­bie z myślami. "

Dziwiłem się, jak bardzo mogłem znienawidzić siebie, i wszystko co mnie otacza. Jakim cudem stałem się tym, kim jestem teraz ? Dlaczego gdy widzę człowieka, wydaje mi się on odpowiedzialny za śmierć Lilien ? Na każde z tych pytań nigdy nie dostanę odpowiedzi. Ale czy nie są to pytania retoryczne ? Zgubiłem się w swoim życiu, a szczególnie zgubił mnie mój rozum. Wrażliwy chłopiec stał się okrutnym mężczyzną. Ale prawdę mówiąc... Nie jest mi z tym źle...
***
Zmierzch od dawna był moim przyjacielem. Cicho jak mysz i zwinnie jak wilk przemieszczałem się pośród drzew w mroku. I tylko czasem księżyc był w stanie zniweczyć moje plany. Byłem samotnikiem. Polowałem, walczyłem i wyrabiałem bez niczyjej pomocy. Jeśliby ktoś tylko mnie zatrudnił, mógłbym być nawet prywatnym mordercą - nie miało to dla mnie znaczenia. Myślę, że to nie przypadek, że natknąłem się na światło. Ogromne królestwo otoczone... szklanym murem ? A przy lesie ona. Światło ogniska tylko w niewielkim stopniu oświetlało jej twarz i sylwetkę. Po wielu miesiącach w puszczy mój wzrok się wyostrzył. Nie była specjalnie chuda, ale i nie gruba. Ubrana była dość cienko jak na porę, a jej włosy luźno spływały po plecach. Kim była ? Co tu robiła ? Setki podobnych pytań tworzyły się w mojej głowie. Kalkulowałem. Zabić ją, czy może spróbować porozmawiać. Nawet nie pamiętam kiedy impuls kazał mi zrobić krok do przodu. Nie podejrzewałem, że ma taki dobry słuch. Momentalnie odwróciła się i przygasiła ognisko.
-Kto tam jest ? - spytała hardo
-Możesz mnie nazywać nikim, zabójcą, albo twoim koszmarem - zaśmiałem się złowrogo.
-Nie boję się - uniosła wyżej głowę - Kim jesteś ? -spytała powtórnie.
Wściekły z powodu swojej nieostrożności zrobiłem kolejne 3 kroki w jej stronę. Gdy tylko mnie ujrzała, wciągnęła powietrze. Dobrze wiedziałem, jak wyglądam. Podniszczony strój i kaptur na pewno nie były moją dobrą wizytówką. Nie przejmowałem się tym jednak wtedy.
-Zdejmij kaptur - bardziej rozkazała niż poprosiła.
Z niespotykaną wręcz u mnie dramaturgią zdjąłem kaptur. Moja dotąd ukrywająca się w mroku twarz zabłysnęła w świetle słońca. Nie było we mnie nic niezwykłego, może oprócz szramy... Paskudne blizny szpeciły moją twarz - wiedziałem, jak to działo na ludzi. Spodziewałem się strachu w jej oczach, a tu nagle zobaczyłem jakby... współczucie ?
- Mieszkasz tu ? - zapytałem moim niskim głosem wskazując na królestwo. 
- Tak. Ty wnioskuję, że nie masz gdzie mieszkać. Prawdę mówiąc, to śmierdzisz. Nie skorzystasz z opcji przyłączenia się do nas ? - zapytała, choć podświadomie czułem, że to nie było pytanie.
Nie wiedziałem, czy potrafię zaufać ludziom. A co jeśli... ? Nie. Nie mogę stać w miejscu. Nie mogę się bać -  jestem bezwzględnym i bezdusznym mordercom - to ludzie powinni bać się mnie.
- Prowadź księżniczko - odparłem sarkastycznie

< Katherine? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz