czwartek, 8 stycznia 2015

Od Scarlett

Uczucie bycia nikim wcale nie jest takie uciążliwe jak słyszałam od ludzi. Obojętność ludzi wobec mojej prawdziwej "ja"  nie było by takie złe, gdybym właśnie nie wykrwawiała się na śmierć. Nie dziwię się, że ludzie nie darzą mnie zaufaniem. Obca, nie z tych stron, specyficzna uroda i rana, której nie da się przeoczyć ani stwierdzić, że napadło na mnie jakieś zwierzę, tylko człowiek który zrobił to umyślnie, a w ich oczach, że miał powód by mi to zrobić. Poza tym jak pamiętam wiele razy jako zakapturzona Vendetta pozbawiłam "zacnych" ludzi z tego miasteczka życia. Głównie wybieram ludzi z wyższych hierarchii, uważam że ich były szlachcic miasteczka nie nadawał się aby nim rządzić. Był spasionym świniakiem pragnącym koryta, pijącym alkohole jak wodę z kranu, już nie wspominając o licznej grupie panienek będących jego własnością.
Owszem, jestem samodzielna umiem to i tam to, ale cudów nie czynie. Moje umiejętności magiczne, nie są aż tak rozwinięte by móc uleczyć tą cholernie głęboką ranę. Zdołałam nawet poświęcić kawałek mojej koszulki by jak najlepiej powstrzymać wypompowywanie się ze mnie krwi.
Po chwili zorientowałam się, że ktoś nade mną stoi. Ta postać stała się dla mnie cieniem, ulgą od tego skwaru. Lecz mimo to nie miałam zamiaru okazywać tego, co do mnie nie podobne.
-Miło popatrzeć na kogoś umierającego, prawda?- mówiłam z pogardą w głosie, nie unosząc wzroku na postać.- To przecież takie cudowne uczucie mieć czyjeś życie jak na tacy. Podjąć ostatnią decyzje. Zostawić, niech wypompowuje z siebie życie, z chęcią popatrzę albo wyciągnę rękę. Nie widzę Cię, ale jestem zdolna do podjęcia decyzji, że nie przyjęłabym od Ciebie propozycji związanej z okazaniem mi pomocy.
-Nie mówiłem, że proponuje.- powiedział z nutą cwaniaka
-Ja również tego nie mówiłam.-burknęłam
-Uparta jesteś.- odparł, mogła bym przysiąc że na jego twarzy właśnie wymalował się uśmieszek.
-Uparta, ale też odważna. Jakbym chciała mogłabym podciąć Ci gardło.
-Tak?- zaśmiał się- Nie był bym tego taki pewien.
-Ja na twoim miejscu również wątpiłabym w twoje umiejętności, ale nie lubię momentów kiedy ktoś mnie nie docenia.- zaciskając zęby aby z moich ust nie wydobył się jęk symbolizujący mój ból po woli podniosłam się na dwie równe nogi.
- Podziwiam Cię stoisz na nogach- odparł z ironią lekko przekrzywiając głowę.
Szybkim ruchem wyciągnęłam zza paska sztylet momentalnie przykładając mu go do pulsującej tętnicy. Noga boli, ale ręce jeszcze mam.
Spojrzał na sztylet praktycznie z niewidocznym niepokojem.
-Kogo ja tu widzę- powiedziałam przy pierwszym skrzyżowaniu naszych spojrzeń.- Panie Szklanego Imperium- powiedziałam chowając sztylet, po czym teatralnie i kpiąco się przed nim ukłoniłam skrzywiając się lekko przez rosnący ból nogi.- Proszę mi wybaczyć, ale nie darzę księcia uwielbieniem, jak za pewnie każda mieszkanka królestwa, dla której jest pan obiektem westchnień. Przepraszam, ale teraz udam się w stronę gdzie będę mogła umrzeć w spokoju, bez obecności żadnego pazernego księcia.- odparłam omijając go.
Opadłam z sił pod drzewem, ale po chwili ponownie nie byłam sama.
-Któż to ponownie zaszczycił mnie swoją obecnością, o kim że jesteś? Księciu wybacz, ale nie zdołam paść przed Tobą na kolana. Miło, że jednak stwierdziłeś oglądać śmierć obywatela swego królestwa, ponieważ wątpię, że pan który sam nie zaścieli własnego łóżka przyszedł z umiejętnością ze pchania mnie z drogi do paszczy śmierci.
-Wiesz, że twoja bezczelność była by nie do wytrzymania gdyby nie świadomość, że konasz. Dla Twojej wiadomości potrafię ścielić łóżka i wiele innych codziennych czynności, które widnieją na liście rzeczy które potrafię.- odparł
-Czy twoje ręce nie zostały zbrukane robiąc te wszystkie tak zwyczajne czynności? Może całować twoje ręce?- zapytałam z ironią, a on się zaśmiał.
-Mogłabyś przynajmniej przed śmiercią zachować się, jak przystało. Nie nie chodzi mi o żadną damę, był bym wdzięczny gdybyś była sobą.
Zignorowałam jego wypowiedź, ale przyjęłam ją do wiadomości. Po woli zdjęłam marną podobiznę opatrunku z mojej koszulki bacznie przyglądając się ranie.
-Nie wygląda to dobrze.- stwierdził
-Nie wygląda, ale też nie czuję się z tym dobrze. Boli, jak cholera. - syknęłam z bólu.
-Na prawdę liczyłaś na taką śmierć?
-Nie. Miałam do niej całkiem inne plany. Nie myślałam nigdy o śmierci, ale teraz też kiedy umieram nie mam zamiaru.- przymknęłam powieki, co bardziej pozwoliło mi zapomnieć o bólu, bo nie musiałam patrzeć na ranę.


Arsen?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz