Uśmiechnąłem się szeroko.
- Czyżbyś była mną rozczarowana? - spytałem. Ręką odgarnąłem włosy z jej twarzy. Zepchnęła mnie z siebie i podniosła się z ziemi. Usiadłem i zaśmiałem się życzliwie. Chwilę potem znów siedzieliśmy przy ladzie. Lustrowała spojrzeniem tłum ludzi.
- Na prawo od okna, w kącie sali. - mruknąłem. Dostrzegłem błysk gniewu w oczach kobiety.
- Często rzuca toporami?- fuknęła patrząc na grubego mężczyznę pijącego do lustra.
- Od dnia , w którym zmarł jego dzieciak. - wzruszyłem ramionami. Zerknęła na mnie zaskoczona.
- Poważnie? - zapytała ciekawska, zanim zdążyła ugryźć się w język.
- Całkowicie, poważnie. Jego syn w zeszłą zimę wpadł do przerębli. Wyłowiono go, ale zmarł z wychłodzenia. - odparłem. Uśmiechnęła się złośliwie.
- I od tego czasu boją się go na tyle, że może rzucać bronią w karczmie pełnej ludzi?
- Ależ nie! Jest stąd regularnie wywalany. Mimo to ciągle wraca. Ludzie mu współczują i nie wymierzają kary. Z resztą jutro nie będzie tego pamiętał. - odpowiedziałem patrząc jak mężczyzna opróżnia kolejny kufel. Dziewka, która zajmowała się roznoszeniem jedzenia po sali, a jednocześnie córka karczmarza pośpiesznie poszła dolać mu trunku. Ten jednak złapał ją za rękę i pociągnął ku sobie. Uniosłem brwi zaskoczony. Zdarzało się, że wszczynał bijatyki, ale nie napastował kobiet. Spojrzałem na blednącego ojca dziewczyny. Wyszedł pospiesznie zza lady. Gwar na sali ucichł nagle. Zeskoczyłem z krzesła i dogoniłem karczmarza.
- Będziesz mi winny przysługę, przyjacielu. - rzuciłem wyciągając dwa długie sztylety. Podszedłem do stolika pijaka.
- Puść dziewczynę. - poleciłem wygodniej obracając broń w dłoni. Spojrzał na mnie nieprzytomnym wzrokiem. Mocniej ścisnął jej nadgarstek.
- Nie będzie, mi byle chłystek rozkazywał! - huknął. Cuchnęło od niego alkoholem. W mgnieniu oka znalazłem się przy nim. Przystawiłem ostrze do krtani faceta.
- Puść ją i tak masz już wystarczające kłopoty. - mruknąłem groźnie. Spełnił moje polecenie. Dziewczyna uciekła i schowała się za ojcem. Tym czasem zapity mężczyzna wstał i wyszarpnął kolejny topór. Zamachnął się na mnie. Z łatwością uskoczyłem. Mimo iż był ode mnie dużo większy, nie mógł się ze mną równać pod względem sprawności. Siły z resztą też nie. Nie powiem, przydają się te moce. Ostrze jego broni utknęło w drewnianej podłodze. Przystawiłem ostrze do jego gardła, a drugą ręką skaleczyłem jego palce. Krzyknął z bólu.
- Proszę Pana uprzejmie o opuszczenie tego lokalu. - warknąłem. Tym razem zrobił to nie tworząc dodatkowych problemów. Schowałem sztylety i wróciłem do swojej towarzyszki.
- Pozer. - mruknęła pod nosem.
- Tak sądzisz? - zapytałem rozbawiony. Podszedł do nas karczmarz z córką, aby podziękować. Machnąłem tylko ręką.
- W ramach nagrody postawcie mi i panience obok drugą kolejkę. Wtedy będziemy kwita. - powiedziałem lekko. Oberżysta poszedł po więcej trunku.
Panienko Scarlett?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz