Podniosłem głowę i spojrzałem w niebo. Białe, puszyste
chmury przesuwały się po błękitnym „oceanie”. Dzień był piękny. Słońce
delikatnie grzało plecy, a wiatr targał włosy. Usłyszałem za sobą hałas.
Odwróciłem się, by zobaczyć lądującą Netflix.
~Ruszamy dalej?~ usłyszałem jej głos. Skinąłem głową, po
czym wskoczyłem na grzbiet smoczycy. Poprawiłem łuk i kołczan przewieszony
przez plecy. Moja towarzyszka wzbiła się w powietrze i poszybowała ze mną nad
drzewami sporego lasu. Uśmiechnąłem się zachwycony. Kochałem latać, czuć wiatr
we włosach. Złapałem za rogi Netflix. Ryknęła radośnie.
- Co powiesz na małe akrobacje?- krzyknąłem. Poderwała się
nagle do góry, lecąc pionowo mijaliśmy chmury. Wraz z wysokością robiło się
coraz chłodniej, ale nie przeszkadzało mi to. Często tak robiliśmy, byłem
przyzwyczajony. Smoczyca złożyła skrzydła. Runęliśmy w dół. Kiedy ziemia była
już blisko, smok gwałtownie rozłożył skrzydła i znów począł się wznosić.
Wyrównała lot. Podniosłem się i przespacerowałem po jej grzbiecie. Nie mogłem
zrozumieć, zabijania tych cudownych stworzeń. Moją towarzyszkę poznałem i
oswoiłem w wieku 19 lat.
- Hej Netflix, skoczę!- krzyknąłem. Smoczyca wydała z siebie
gardłowy pomruk imitujący śmiech.
~ Skacz, skacz. Ja się zastanowię, czy cię złapię! ~
usłyszałem jej głos. Bez obawy rzuciłem się w dół. Chwilę potem siedziałem już
bezpiecznie na Netflix. Pogładziłem jej łuski. Podniosłem wzrok patrząc na
wodospad w oddali.
- Lecimy tam! – zaśmiałem się kierując smoka w kierunku
kaskady wody. Wylądowaliśmy na skałach niedaleko wodospadu.
~Vis… spójrz…!~ jej głos był mocno zaniepokojony. Zerknąłem
we wskazanym kierunku i zamarłem. Jakieś 6 metrów ode mnie stał wielki zwierz.
Kudłate, szorstkie futro pokrywało jego olbrzymie cielsko. Z paszczy wystawały
ostre kły. Cała jego morda błyszczała od białej piany. Nie dorównywał wprawdzie
wielkości Netflix, ale mógłby wyrządzić jej niezłe szkody, a na to nie mogłem
pozwolić.
~ Gotuj się. Spróbuję go zestrzelić, jeśli się rzuci masz
odlecieć. ~ poleciłem smoczych telepatycznie, by nie drażnić głosem tej bestii.
Smoczyca spięła się gotowa do natychmiastowego skoku. Powoli wyciągnąłem
strzałę z kołczanu i naciągnąłem łuk. Umiałem strzelać odkąd pamiętam. Potem,
dzięki temu mogłem polować dla rodziny. Niesamowita sprawność pozwalała mi
strzelać precyzyjnie i nigdy nie chybiać. Potwór zaczął się zbliżać. Nie
czekałem dłużej. Zwolniłem cięciwę, która z cichym brzdękiem wypuściła strzałę.
Trafiłem prosto w małe oczko zwierza. Zraniony ryknął ogłuszająco i zatoczył
się na łapach. Netflix skoczyła do góry i zepchnęła go do w dół wodospadu.
- Wracamy, przyjaciółko.- szepnąłem i skierowałem smoka w
kierunku domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz