Powoli zbliżałam się wraz z Mantim w stronę jego pieczary. Nie był to jego pierwszy trening, ale jak się okazało jeden z ważniejszych. Mieliśmy trenować wytrzymałość, co i jemu i mnie zbytnio się nie podobało. Wiedzieliśmy jednak, że obojgu jest nam to potrzebne i niezastąpione. Pełni energii przekroczyliśmy próg pieczary. Rozłożyłam bronie i tarcze, a mój smok zrobił nam miejsce.
-Gotowy ? - zapytałam retorycznie podnosząc długi miecz
Ustawiliśmy się naprzeciw siebie. Żadnych zasad i litości - to miała być ciężka walka. Gotowałam się do pierwszego ciosu, gdy nagle... Usłyszeliśmy potworny ryk dobywający się z wnętrza pieczary. Opuściłam niżej broń i ruszyłam do przodu. Smok jednak był ode mnie szybszy. Był on ogromny, chyba nawet największy jaki widziałam w życiu. Łypnął swoimi ogromnymi ślepiami na mojego smoka i dmuchnął powietrzem tak mocno, że wraz z Adamantisem padliśmy na ziemię. Ze smoczego gardła dobył się warkot przypominający śmiech. Tego było już dla mnie za wiele byłam gotowa zadać mu wyzwanie, bez względu na konsekwencje.
- Walcz albo odejdź - powiedziałam otrzepując kurz z ubrania
Manti spojrzał na mnie przerażony. W głębi duszy wolałby, żebym nie walczyła, tylko uciekła. Smok zdziwił się, ale szybko ruszył do walki. Nie byłam przygotowała na jego natarcie i gdyby nie moja szybkość leżałabym plackiem. W ostatniej chwili przemknęłam obok niego i wykonałam ruch mieczem. Ostrze ugodziło smoka w lewą przednią łapę. Zwierze zaskowyczała z bólu i z jeszcze większą siłą dmuchnęło powietrzem. Tym razem nie dałam się jednak przewrócić. Zgrabnie skoczyłam i chwyciłam się jego ogona. Smok zaczął machać ogonem na prawo i lewo by mnie zrzucić, ja jednak nie poddałam się. Zaczęłam wspinać się, aż w końcu dotarłam na jego grzbiet. Nie chciałam zadawać mu bólu, ale musiał wiedzieć kto jest panem sytuacji. Dźgnęłam go mieczem w miejsce między łuskami i szybko wyjęłam ostrze. Smok zawył z bólu i zaczął biegać po pieczarze.
-Przepraszam - szepnęłam zeskakując z jego grzbietu
Byłam przygotowana na bolesny upadek, nie nastąpił on jednak. Adamantis złapał mnie chwilę przed zetknięciem się z podłożem. Po chwili odstawił mnie bezpiecznie na ziemię. Smok przestał biegać, ale nadal co chwilę wydawał z siebie pojedynczy skowyt.
-Myślę, że więcej nie będziesz gnębić innych - odparłam wychodząc z jaskini.
Świeże powietrze zbawiennie wpłynęło do moich płuc łagodząc stres. Wzięłam jeszcze kilka oddechów zanim ruszyłam do królestwa. To był męczący trening, a szczególnie dla mnie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz