Dzień ja co
dzień, słońce grzało niemiłosiernie, już dosyć miałam tego lata. To, moim
zdaniem, najgorsza pora roku. Jest gorąco, więc w długich ubraniach można się
wręcz ugotować, a ja nie ubiorę niczego co miało by choć trochę okryć mi ręce
czy nogi, wtedy byłoby widać wszystkie blizny, ludzie by pytali, albo, co
gorsze, patrzyli by na mnie tak jak wtedy. Z takim politowaniem, patrzyliby,
ale nic by z tym nie zrobili… Oprócz temperatury lato ma jeszcze więcej
negatywnych cech, na przykład to, że wszyscy wychodzą z domu aby ‘cieszyć się’
piękną pogodą. Ciężko jest przechodzić obok tych osób, wiedząc jak uśmiechają
się do osób, których nienawidzą, jak chowają swoje uczucia przed kimś kogo
kochają, bo boją się odrzucenia… No i kolejny minus lata, tak właśnie w tej
porze roku poznałam Aarona, czyli najbardziej irytującego chłopaka na świecie.
Tak myślałam, tylko, że dzisiaj mój punkt widzenia się trochę zmienił.
Mniej więcej
w porze obiadu wyszłam do Nebuli. Wzięłam ze sobą obfity kawał baraniny, aby smoczyca
się najadła. Po drodze spotkałam pewnego bardzo natrętnego chłopaka, to znaczy
dla mnie każdy był natrętny, ale z niewiadomych mi przyczyn on nie chciał mnie
zostawić w spokoju. Najpierw szedł obok mnie, bo poprosiłam go aby milczał, ale
tak piękna cisza nie trwała długo.
-Panienka
jest bardzo uparta. – powiedział.
-Owszem. –
Odpowiedziałam krótko.
-Na imię mi
Viserys, ale można mówić na mnie Vis.
-Cudownie.
I tak mniej więcej
wyglądała nasza rozmowa, chłopak był nieugięty. Jak bardzo niemiła bym nie była
to go nie zrażało. Szedł ze mną do samej pieczary. Po drodze oczywiście nie
wytrzymałam i zdradziłam mu swoje imię.
-Więc Cathy
czym się zajmujesz.
Musiałam się
nieźle powstrzymać żeby go nie zganić za to zdrobnienie.
-Jestem
szewcem, i na imię mi Catherine, nie Cathy. – powiedziałam maskując irytację. –
A ty? – spytałam z ciekawości.
Tak, to była
najgorsza rzecz jaką mogłam zrobić. Wykazałam zainteresowanie rozmową. Vis od
razu się ożywił i zaczął opowiadać o sobie, o tym, że jest piechurem, ale kocha
strzelać z łuku… Zorientowałam się, że teraz żadne zbywanie go już mi nie
pomoże, więc wciągnęłam się do rozmowy. Vis okazał się jednak całkiem
sympatyczny, i miły. Tak miły, to było dla mnie pojęcie obce. Po przebywaniu z
Aaronem przyda mi się trochę towarzystwa kogoś miłego…
Vis?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz