-Nie masz nic pożyteczniejszego do roboty?- Zapytała Elizabeth.
-W sumie to nie…- odparłem.
I tak stałem w zimnej wodzie, która była tak czyta, że bez problemu dostrzegałem pływające wokół moich stóp małe rybki.
Przypomniałem sobie wtedy jak, kiedy byłem dzieckiem, wykradałem się w zamku i biegaliśmy z innymi dziećmi nad jezioro, aby popływać. Mój ojciec zawsze się wściekał gdy wracałem, więc element „wracania” zawsze przeciągałem tak bardzo jak tylko się dało. Nigdy nie czułem się dobrze w towarzystwie tych dzieciaków, bo oni zachowywali wobec mnie dystans, ale spędzałem z nimi czas, bo… W sumie to nie wiem dlaczego. Może w ten sposób chciałem poczuć się normalnie? Może chciałem zaznać trochę wolności? A może chciałem się tylko sprzeciwiać tacie? Nie lubię się nad tym zastanawiać.
-Może mogę Ci jakoś pomóc?- Zapytałem.
Reakcja byłą mniej więcej taka jak się spodziewałem. Dziewczyna najpierw zmierzyła mnie wzrokiem i po chwili wahania zgodziła się.
-Tylko musisz mnie tego nauczyć… - Powiedziałem uśmiechając się niewinnie.
Elizabeth?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz