wtorek, 17 lutego 2015

Od Varysa - Podejście 2

Jako że Hazel odeszła, wstawiam to opowiadanie jeszcze raz, aby ktoś inny je dokończył.
---------------------------------------------------------------------------------
Powoli wyszedłem z lasu, bezgłośnie stąpając po ubitej drodze. Rozejrzałem się czujnie dookoła, lecz nikogo nie dostrzegłem. Nie dziwiło mnie to. Było jeszcze przed świtem. Ostatni raz spojrzałem w niebo i ruszyłem przed siebie. Miecz ciążył mi u pasa. Byłem wykończony. Szedłem już 2 dni, tylko po to aby dojść do jakiegoś miasta. Co ja mówię? Mogłaby być nawet rozpadająca się chata, byle by byli w niej ludzie. Miałem dość samotności. Rozmyślając, zaszedłem na skrzyżowanie i przystanąłem, nie mając pojęcia gdzie iść dalej. Nagle z bocznej uliczki wybiegł jakiś człowiek. Mały, zgarbiony człowiek.
- Hej! Poczekaj! - zawołałem, a moje słowa zabrzmiały jak warknięcie.
Człowieczek stanął i spojrzał na mnie przestraszony.
- Wiesz może gdzie jest gospoda? - zapytałem, siląc się na uprzejmy ton.
Mężczyzna zaśmiał się piskliwie, raniąc moje uszy.
- Ta stara, zapyziała nora? Oczywiście że wiem! - powiedział, po czym dodał - po prostu idź w lewo, a potem w prawo. Na pewno jej nie przeoczysz.
- Dzięki - mruknąłem, lecz nie było już po nim śladu.
Poszedłem we wskazanym kierunku i po chwili stałem przed drzwiami gospody. Wyglądała jak wszystkie inne inne budynki w pobliżu, ale wydawała się większa i jakby wytrzymalsza. Zapukałem, zastanawiając się czy ktokolwiek jest w środku o tej porze. Nie otrzymawszy odpowiedzi pchnąłem lekko drzwi, które uchyliły się lekko. Zdziwiony, pchnąłem je mocniej i wślizgnąłem się do ciemnego wnętrza. Stanąłem jak wryty. Zewsząd zaatakowały mnie zapachy. Rozlanego piwa, potu i dymu. Mimo że zdążyły już trochę wywietrzeć, dalej unosiły się w powietrzu. Trzema długimi krokami, podszedłem do lady, za którą oberżysta wycierał szklanki.
- Zamknięte - mruknął, nie podnosząc wzroku.
- Nie obsłużysz zmęczonego wędrowca? - zapytałem ponuro.
Mężczyzna poderwał głowę i na mój widok cofnął się o krok. Nie dziwiłem mu się. W znoszonym, brudnym ubraniu, obwieszony bronią, musiałem wyglądać niezbyt... przyjaźnie. Odpiąłem sakiewkę zza pasa i potrząsnąłem nią ostentacyjnie. W środku pobrzękiwały złote monety. Prawie się uśmiechnąłem, widząc zmianę jak nastąpiła na twarzy gospodarza. Prawie.
- Ależ proszę usiąść. Co podać? - zapytał z entuzjazmem.
Opadłem na stołek przy ladzie i westchnąłem z ulgi. Jak dobrze wreszcie usiąść.
- Masz coś do jedzenia? Jestem głodny - powiedziałam, a jakby na potwierdzenie z mojego brzucha wydobyło się głośne burczenie.
- Oczywiście. Mam świetną potrawkę z dzika, albo, jeśli woli pan coś delikatniejszego, polędwiczki z sarny - odpowiedział szybko, jakbym miał zaraz uciec.
- Hm... W takim razie niech będzie potrawka. I duży kufel piwa - odpowiedziałem, kładąc na blacie dwie monety.
Mężczyzna zgarnął je pośpiesznie, po czym zabrał się za przyrządzanie jedzenia. Po chwili stał przede mną talerz z parującą dziczyzną i wielki kufel piwa. Upiłem łyk i na mojej twarzy pojawił się błogi wyraz. Tak dawno nie piłem tego bursztynowego trunku. Odstawiłem kufel i spróbowałem potrawki. Okazała się przepyszna więc z ochotą się za nią zabrałem. Po kilku minutach talerz był pusty. Oberżysta widząc to wybuchnął śmiechem.
- Może skusi się pan na kawałek jabłecznika? Własna robota - kusił.
Spojrzałem po sobie. Nic. Idealna sylwetka. Pod tym względem nie miałem sobie nic do zarzucenia.
- Jasne - powiedziałem, a ciasto zniknęło tak szybko jak wcześniej potrawka.
Rozparłem się na stołku, sącząc resztkę mojego napoju.
- Masz gdzie spać? Wiesz, mam tutaj kilka wolnych pokoi... - zaczął gospodarz, lecz przerwałem mu machnięciem ręki.
- Mam gdzie spać - uciąłem krótko.
Naszą wymianę zdań przerwał nagły podmuch wiatru. Okazało się że to ktoś wchodzi do gospody.
Była to wysoka, szczupła dziewczyna z przenikliwym spojrzeniem.
- Właź bo zimno! - krzyknął w jej stronę oberżysta.
Dziewczyna obrzuciła go przelotnym spojrzeniem, po czym całą uwagę skupiła na mnie. Zamknęła drzwi i podeszła do lady. Usiadła, dokładnie obok mnie. Mierzyliśmy się spojrzeniem. Czekałem, aż się odezwie.
(Dziewczyno?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz