środa, 4 lutego 2015

Od Joffrey'a - Wyprawa

Siedziałem na Yukiteru w cieniu wysokich gór. Wokół mnie znajdowali się inni jeźdźcy, a pod nami kawaleria i piechota. Prawie każdy miał inną broń, sztylety, miecze, topory... Sam narzuciłem na siebie lekką,acz twardą zbroje. Do boku miałem przepasaną szablę. W prawej dłoni trzymałem pokaźnej wielkości berdysz z hartowanej stali. Lewa zaś dzierżyła łańcuch z hakiem. Yukki wbił wzrok w horyzont i warknął.
- Nadchodzą! - krzyknął ktoś. Wszyscy runęli do walki. Yukiteru załopotał skrzydłami i wzbił się w niebo. Czułem jego żądze krwi. Pochyliłem się lekko.
- Powoli i bez szaleństw. Najpierw się rozeznajmy. - powiedziałem. Wydał z siebie rozczarowany pomruk. Runęliśmy w dół na wrogów. Piechurzy obu stron zwarli się już w walce. Słychać było wrzaski ginących ludzi i jęki rannych.  Yukki rozwarł paszcze wyrzucając z siebie strumień ognia. Minęło dużo czasu zanim to opanował. W końcu nie był smokiem ognia. Usłyszałem krzyk palonych wojowników.
- Uważaj na naszych! - wrzasnąłem. Smok zaryczał tryumfalnie patrząc na poległych przeciwników. Chwile potem dołączyły się inne smoki. Potężny ryk podgrzał nadzieje i szał naszych. Skierowałem smoka w głąb wojsk wroga.
- Spróbujmy zmniejszyć ich liczbę. - zawołałem. Smok wyrównał lot. Sekundę potem ziemia osunęła się spod nóg żołnierzy, którzy wpadli do czarnej dziury. Ziemia zamknęła się tak szbko jak się otworzyła. Wylądowaliśmy wśród naszych żołnierzy którzy nie dawali sobie rady. Zakręciłem łańcuchem wbijając hak w najbliższego przeciwnika. Drugą ręką ciąłem buzdyganem. Yukki gryzł, szarpał, drapał i palił wrogów. Szybko się uwinęliśmy z problemem i znów skoczyliśmy w powietrze. Zauważyłem nadlatującego zwiadowcę. To była Argona.

Argona?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz