sobota, 14 lutego 2015

Od Argony cd. Joffrey'a - Wyprawa

Spojrzałam posępnie na grzbiet Hikari'ego pode mną.
- Nie zgodził się... - odparłam. - Za bardzo się o mnie martwił. Jednak teraz mam zamiar polecieć nieco wyżej, by oszczędzić mu kontaktu z krwią. Dacie sobie radę sami z Yukkim, nie?
- Oczywiście. - Chłopak skinął głową, podczas gdy smok rozszarpywał kolejnych żołnierzy wroga. Uśmiechnęłam się lekko i wzbiłam wyżej w powietrze.
~ Co teraz zamierzasz zrobić? ~ głos smoka był nieco zaniepokojony
- Wkrótce włączę się do walki - odparłam cicho. - Muszę tylko poczekać na stosowną sposobność, by rozprawić się z tamtym tchórzem. Przy okazji mogłabym skrócić o głowy jego generałów.
Poczułam gardłowe westchnięcie Hikari'ego.
~ Wiem, że musisz to zrobić, jednak nie jestem z tego powodu szczęśliwy ~ stwierdził. ~ Kiedy nadejdzie ten sposobny moment? ~
- Na pewno nie teraz. Wieczorem. - Pogładziłam podopiecznego po białej szyi. - Musisz zniżyć nieco lot. Nie jestem w stanie niczego ujrzeć przez te chmury.
Smok bez słowa wykonał polecenie i w pełnej okazałości ujrzałam ogrom bitwy. Szare i jednolito uzbrojone oddziały wroga ścierały się z barwnymi, zróżnicowanymi grupami naszych. Dosłownie. Widać było różnobarwne herby, tuniki, płaszcze, lekkie kolczugi, ciężkie zbroje. Ktoś, kto ich organizował chyba nie znał się zbyt dobrze na taktyce wojennej i raczej postawił na niemal teatralną walkę najpotężniejszych rycerzy z całą resztą, nie zważając na uzbrojenie.
Co prawda ta pomyłka była całkiem zwinnie uzupełniana przez latające nad polem bitwy smoki, jednak po raz pierwszy od początku bitwy poczułam, że może nie pójść tak łatwo jak mi się wydawało. Trzeba jak najszybciej pozbyć się generałów.
~ Argono, nie denerwuj się tak. ~ Napłynęła ku mnie łagodna fala ciepła od strony Hikari'ego ~ Przestałaś oddychać.
Po tych słowach zorientowałam się, że faktycznie i wypuściłam powietrze z płuc.
- Dzięki...
Koło mnie, na odległość łokcia przemknął czarny kształt Yukkiteru. Chłopak na grzbiecie smoka miał niemal szaleńczy wyraz twarzy. Już po chwili kilka oddziałów zostało zalanych czerwonymi płomieniami. Na polu stały teraz posągi z zastygłego metalu.
(Joffrey?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz