wtorek, 3 lutego 2015

Od Arsena - Wprawa

Wszyscy czekali na swoich stanowiskach, czekaliśmy na nadejście wroga. Choć lato się kończyło to panował potworny upał.
Piechurzy usiedli na pagórku i czekali podczas gdy łucznicy i smoczy jeźdźcy chowali się cieniu. Siedziałem obok Scarlett i ukradkiem patrzyłem jak bawi się swoimi sztyletami. Swoją drogą dziwnie patrzyło się na oddział piechurów kiedy każdy walczył inną bronią. Jedni dzierżyli w rękach halabardy, inni, tak jak ja, miecze różnych rodzajów a jeszcze inni, podobnie jak Scarlett, sztylety. Przyglądałem się im z swego rodzaju zachwytem. Cieszyło mnie, że udało nam się zwołać taką armię... Byłem dumny ze swoich ludzi, taki dumny...
-Nadchodzą! - rozległ się krzyk.
Nad naszymi głowami szybowali zwiadowcy. Wypatrywali oni swojego generała, aby ten przekazał im moje rozkazy. Zwiadowcy mieli niezauważenie ominąć wroga i wypatrywać ewentualnego wsparcia wroga.
Na ten krzyk wszyscy się zerwali i zajęli pozycje. Zaczęło się. Scarlett stojąca po mojej prawej stronie uśmiechnęła się chytrze. Była w sowim żywiole. Żywiole walki. Wroga było już widać na horyzoncie, łucznicy zaczęli swój ostrzał.
Miny wrogów były bezcenne. Zdziwienie mieszające się ze strachem... Nagle wezbrała we mnie wola walki. Chciałem ruszyć do przodu i zatracić się w walce. Tak dawno nie byłem na żadnej wojnie... Chwyciłem swój miecz i poczułem się jakbym nigdy nie wypuszczał go z dłoni. Doskonale znałem ten kształt, znałem jego ciężar... on był jak doskonałe przedłużenie mojej ręki... Ostry jak brzytwa i ciężki... Wtedy generał wydał rozkaz aby ruszyć do ataku i zrozumiałem, że nie tylko ja czuję jak w żyłach zamiast krwi płynie mi adrenalina. Wszyscy rzucili się do przodu. Rozpoczęło się widowisko. Piechurzy zaczęli swój "taniec" pośród wroga. Ostrza cięły bezlitośnie. Pierwsi ludzie padali, pierwsi zostawali ranni. Zaczęła się eskorta rannych, zwłokami zajmie się później.
Ja jednak nie mogłem w 100% oddać się walce. Nie mogłem przestać martwić się o Scarlett, kątem oka zawsze ją obserwowałem, choć wolałbym jej nie widzieć. W jej oczach widać było tylko furię, zupełnie jakby była jakimś drapieżnym zwierzęciem a nie człowiekiem. O niepokój przyprawiało mnie to, że dziewczyna walczyła bez zbroi, nie żeby była w tym jedyna, bo wiele osób zrezygnowało z uzbrojenia na rzecz szybkości i swobody ruchów ( w tym też ja), ale wiele z tych osób leżało już martwych.
Dziewczyna była do siebie niepodobna. Jej srebrne włosy przybrały bordową, niemal czarną, od krwi barwę. Skórę miała mokrą od potu i krwi wyglądała jak bogini zemsty... Przerażająca i piękna zarazem.
Za wszelką cenę starałem się nie skupiać na niej, bo cierpiała na tym moja koncentracja. W tamtym nieszczęsnym momencie nasze spojrzenia się spotkały. Wtedy poczułem jak bój przeszywa moją klatkę piersiową, jak ciepła mazista ciecz spływa po skórze. Nagle zrobiło się jakoś ciemniej. Pamiętam tylko jej przerażone oczy, i ten widok bolał mnie bardziej niż rana, chciałem jej pomóc, uspokoić... Zlikwidować źródło strachu, ale byłem taki słaby...

Scarlett??

LUDZIKI BIERZEMY SIĘ DO PISANIA OPOWIADAŃ NA WYPRAWĘ, BO GŁÓWNĄ NAGRODĘ ZGARNIE WAM SPRZED NOSA ADMINKA!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz