środa, 4 lutego 2015

Od Scarlett CD Arsena - Wyprawa

Zapach wylewanej krwi, która powoli wsiąka w te ziemię, dźwięk obijającego się o siebie orężu, ostatnie oddechy, świadomość braku odwrotu, chęć zabijania to wszystko, a może jeszcze wpadłabym w amok, ale nie księciunio stał się obiektem, który mnie dekoncentrował, nie wiem co ja sobie myślałam, chyba miałam nadzieję, że będę bardziej obojętna na jego osobę. Coś mi nie idzie.
Starałam się zająć tym do czego zostałam trenowana, do zabicia. Nie stracę tych wszystkich lat na to aby ktoś pozbawił mnie w tym momencie życia. Zręcznie obijałam każde pchnięcia nożem, mieczem i wszelakie inne uderzenia, ale nie jestem maszyną mam kilka draśnięć na koncie. Nawet się nie zorientowałam, że byłam cała we krwi. Czułam się tak jakbym właśnie wyszła z Mordoru.
W pewnym momencie złamałam swoje postanowienie i spojrzałam na księciunia. Kiedy nasze wzroki się skrzyżowały stanęłam, jak wryta. Jeden z naszych uratował mnie przed ostrzem, księciunio nie miał tyle szczęścia. Poczułam, jak ogień płonący nienawiścią gaśnie w oczach, a na jego miejsce wkracza strach.
Na moich oczach Arsen został przeszyty nożem. Wszystko wokół mnie było jakby odrębne, jak nigdy. Jak zawsze byłam puzzlem z tej układanki tak teraz wszystko wokoło przebiegało szybciej. Nogi się pode mną zapadały, byłam pewna, że za moment padnę na kolana, ale widok Arsena na łożu śmierci kazał nie tracić mi czasu.
Mocno zacisnęłam palce na sztylecie, podbiegłam w stronę tego, który z perfidnym uśmiechem chciał mierzyć w niego ponownie. Wbiłam sztylet w jego ciało bijące ciepłem, dokładniej włożyłam mu nóż plecy. Czułam jak jego ciału braknie sił aby stać na nogach. Kilka razy obróciłam sztylet w jego ciele, mogłabym jeszcze patrzeć jak dławi się własną krwią, ale nie było już na to czasu.
Przykucnęłam przy księciuniu, nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy.
-Nie chcę ci wciskać kitu, dlatego powiem prawdę. Będzie dobrze, nie może być inaczej- wyszeptałam chwytając go za dłoń, lekko ściskając. Desperacko zmierzyłam naszych wzrokiem.
- Josh!- krzyknęłam do mężczyzny
-Znasz moje imię- odparł z uśmieszkiem, przebijając przeciwnika długim dwuręcznym mieczem.
-Musimy go stąd zabrać.- starałam się być spokojna
-On umiera.- stwierdził
-Jeszcze raz powiesz coś takiego, a ja ze stuprocentową pewnością będę mogła powiedzieć: "Josh nie żyje" A wiesz skąd będę miała tą pewność? Bo kilka razy przebiję twoją pierś.
Bez słowa pomógł mi zanieść księcia do namiotu medyków, który był w pewnej odległości od tego bajzlu.
Nie wiem, czy tam nie panował większy chaos niż na polu bitwy. Ilekroć prosiłam o pomoc zostałam zignorowana, miałam dosyć. Byłam nawet zdolna zabić jednego z medyków aby zwrócić na siebie uwagę, ale czyjeś życie uratowała własnie księżniczka.
-Celin- szepnęłam pod nosem, kiedy pojawiła się w polu mojego widzenia.- Słuchaj, jest sprawa, twój brat jest ciężko ranny, potrzebuję twojej pomocy- ledwo co słowa przeszły mi przez gardło, dziewczyna stała chwile w milczeniu niedowierzająco.
Po chwili medycy biegali obok nieprzytomnego Arsena.
-Musisz wyjść- usłyszałam
-Ty musisz go ratować. Są lepsze rzeczy do roboty niż nieudolne próby pozbycie się mnie z pomieszczenia.
Każda sekunda zbliża go do śmierci.- odprawiłam jedną z pielęgniarek.
Po chwili i tak nasza rozmowa nie miała sensu iż praktycznie przed nosem została zaciągnięta kotara, przez którą straciłam kontakt wzrokowy z księciem.
Moją głowę nawiedzały różne myśli. Próbowałam nie dać nimi nad sobą zawładnąć. Lecz moment kiedy miecz przeszywał Arsena pierś przez kilka najbliższych nocy nie da mi spać. Przesiadywałam dosyć długo z twarzą schowaną w rękach czekając jak ten czas pod znakiem zapytania w końcu minie.
-Scarlett?- usłyszałam, po czym prędko uniosłam wzrok
-Żyję?- spojrzałam dziewczynie w oczy, a ona przytaknęła uśmiechając się.
-Było ciężko, ale stan jest stabilny.
Po czułam jakby jakiś ogromny kamień zniknął z obrębu mojej klatki piersiowej, wzięłam głęboki oddech.
-Gdzie on jest?- zapytałam cicho
-Najpierw może lepiej się umyj- zaśmiała się. Mnie wcale to nie śmieszyło jedyne czego chciałam to ujrzeć księciunia z sercem na miejscu, ale zrobiłam tak jak prosiła.
Już nienawidzę tego uczucia. Patrze na księcia, który tak niedawno mógł umrzeć. Ostrożnie usiadłam obok niego. Czułam jego specyficzny zapach zmieszany z jego krwią. Kiedy spojrzałam na jego unoszącą się klatkę piersiową i jak spokojnie śpi, uśmiech sam wprosił mi się na twarz.

(Arsen?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz