Następnego dnia nie mogłem spotkać Cathy. Co jakiś czas migała mi między ludźmi, ale nie mogłem do niej podejść. Miałem wrażenie, że robi to celowo. Dopadłem ją na targu.
- Unikasz mnie...!- powiedziałem stając za nią. Podskoczyła i gwałtownie się do mnie odwróciła.
- Wcale nie! - mruknęła unikając mojego spojrzenia.
- Powiedz, co się stało...?- nacisnąłem na nią. Naprawdę nie czułem się z tym dobrze. Wczoraj była taka spokojna, miła bałem się, że w jakiś sposób ją uraziłem.
- Spotkałam jedną z twoich panienek...!- zawołała. W jej głosie wyczułem rozczarowanie. Pewnie miała mnie za zboczeńca.
- Ja...nie...słuchaj....przepraszam. Nic ci nie zrobiła...?- zapytałem z przerażeniem w głosie.
- Viserys!- usłyszałem cienki głosik i zanim się zorientowałem na szyję rzuciła mi się szczupła brunetka.
- Złaź ze mnie! - krzyknąłem zaskoczony. Widziałem jak Cathy mruży oczy sfrustrowana.
- Co się stało...?- dziewczyna przechyliła głowę i spojrzała na mnie pytająco. Chwilę potem jej spojrzenie padło na Cathy.
- To przez nią prawda?!- syknęła. W jednej sekundzie skoczyła na nieszczęsną Catherine. Nie dosięgnęła jej jednak, zanim się do niej stanąłem między nimi, odsuwając brunetkę.
- Nie waż się na nią podnieść ręki.- mój głos zabrzmiał zimno i stanowczo.
- Bronisz jej?!- na te słowa pochyliłem się w jej stronę.
- Tak, i wiem że na nią napadłaś. Nie zamierzam utrzymywać kontaktu z taką furiatką.- wycedziłem patrząc w jej oczy. Rozpłakała się i uciekła. Czułem się podle, tej dziewczynie naprawdę na mnie zależało...
- Co ty zrobiłeś?- wymamrotała zaskoczona Cathy. Odwróciłem się do niej.
- Jeśli będzie cię ktoś niepokoił, to....
- Jak mogłeś być taki okrutny! Ona jest w tobie zakochana! - naprawdę ją rozgniewałem.
- Wiem, ale ona przecież...
- I co z tego?! Zawsze tak bawisz się uczuciami innych?!- krzyczała. - Pewnie chcesz mnie tylko zaciągnąć do łóżka! - kontynuowała.
- Cathy...
- Nie mów do mnie Cathy! - cała aż drżała ze złości.
- Przepraszam! Popełniłem wiele błędów, których żałuję. Wiesz, ja wcale nie chcę cię tylko zaliczyć. Uważam cię za moją przyjaciółkę. - mówiłem ze spuszczoną głową. Dziewczyna zamrugała zdziwiona. - Rozumiem jak to wygląda z boku...Naprawdę mi przykro. Jeśli chcesz, mogę po prostu zniknąć. Nie będę już za tobą biegał, będziesz miała święty spokój. Powiedz tylko słowo, a odejdę.- nadal nie podnosiłem wzroku. Głos mi się łamał prawie przy każdym słowie. Nigdy się nie czułem tak beznadziejny i dwulicowy.
Catherine?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz